niedziela, 14 lutego 2010

Krótka piłka typu Essex

Sobota, to był dzień "NIC". Miałem taki awers do czegokolwiek, że dawno nie pamiętam takiego kryzysu... może to kryzys wieku średniego? Mam nadzieję, że nie. Nie miałem nawet ochoty na myślenie, a w takich wypadkach siadam do jakiejś głupiej gry i strzelam... wczoraj po dwugodzinnych poszukiwaniach instrukcji od Battlefield 2, gdzie miałem numer seryjny, zrezygnowałem i od tego czasu wpadłem w totalną rezygnację. Trwało to do późnego wieczora, w końcu zmusiłem siebie by coś porobić, bo dzień skończy się tak jałowo, jak się zaczął.

Sięgnąłem zatem do szafy i wyjąłem leciwy już kartonik z lotniskowcem Essex z Hasegawy. Produkt już nie najnowszy, aczkolwiek i tak lepiej zrobiony niż stare Fujimi. Wpadłem na pomysł "short run'a" - czyli projekt weekendowy. W końcu jest to tylko lotniskowiec, z niewielką ilością detali (bo płaski pokład, jakaś nadbudówka i kilkadziesiąt baterii artylerii przeciwlotniczej). Jedyne co zrobiłem, to poobrabiałem krawędzie, poszło wiele szlifów, dopasowań i skleiłem tylko dwie połówki "wysepki" - o ile na okrętach tej klasy można mówić o "wysepce", ja bym to określił jako archipelag.
Mniejsza jednak o nazewnictwo. Skleiłem, odstawiłem. Rano dwa kretyńskie koty w rejonie gdzie stał pozostawiony lotniskowiec miały "pętlę" (jak te autobusowe), na której zawracały w trakcie gonitwy. Nic wielkiego, tylko pokład leżał obok, owa "wysepka" ciut dalej i ogólnie wyglądało to ja trafienie przynajmniej kilkoma kamikaze z ciężkimi bombami. Jednak części nie zostały uszkodzone.
Wstałem więc i zacząłem przyglądać się temu szybkiemu, co to w tydzień ma być gotowy... Tak, ty kryzys wieku średniego... ale ja bym to nazwał - kryzys modelarza wieku średniego. O co mi chodzi? No to po kolei: "wysepka" wymaga szlifu, szpachli i doklejenia wielu detali z drutu lub rozciągniętych linek nad świeczką, bo te które są tam, prawie nie widać. Dalej: drabinki, mam zestaw fototrawionych drabinek do skali 1:700 - trzeba będzie wiele tu ich wkleić. Relingi obowiązkowo. Kolejna rzecz to przerażające liny hamujące na pokładzie. Są tak płaskie, że tutaj nawet w makro na zdjęciu ledwie je widać... nieee tego tak nie zostawię, trzeba je zrobić naklejając nowe. Reszta to już detale - strasznie gównianej jakości pojedyncze działka 20 mm - dosłownie płakać się chce, to w leciwym Enterprise z Tamiya, który sklejałem ileś tam naście lat temu były lepsze, bo lufki trzeba było dokleić z drucików...

Konkluzja: czy na tym etapie mogę liczyć z moim podejściem do modelarstwa na szybkie projekty? Pora na zdjęcia:


Rzeczony "short run" - swoją drogą bardzo lubię okręty tej klasy, toteż w szafie czeka okręt Dragona, a pewnie w przyszłości niedalekiej dojdzie jeszcze egzemplarz z Trumpetera (bo dają dużą ilość samolotów w zestawie :))


Mimo skali 1:700, jest to spora machina wojenna, teraz wyobraźcie sobie, że amerykanie wybudowali ich w czasie wojny kilkanaście, każdy zabierający ponad 100 maszyn w hangarach. Kadłuby specjalnie projektowane pod lotniskowce, stąd taka pojemność hangarów (dużo wnosiły też samoloty ze składanymi skrzydłami - odmiennie od wielu maszyn japońskich na lotniskowcach).


Fajny bajer to możliwość zbudowania windy na poziomie hangarowym i tyle, bo reszty hangaru brak, więc mimo, że zbuduję to w takiej opcji, to lepiej nie rozglądać się w tej wnęce, poszukując dalszej części hangaru. Na szczęście Hasegawa cwanie tutaj zrobiła i wszystkie okna hangarowe są zamknięte żaluzjami - odmiennie niż to jest w Dragonie, gdzie mamy cały pokład hangarowy, do tego otwarte (lub można zamknąć, ale po co) okna hangarowe - to będzie wypas :) po sam pas...


Owa "wysepka" :) Tutaj trzeba troszkę przeszlifować, widać też na dole zdjęcia podest na wieżę artylerii przeciwlotniczej kalibru 127 mm (w wieży dwu-działowej).


Liny hamujące. To ta perełka, którą trzeba zrobić prawie od nowa. Koncepcja jest prosta, nakleić odpowiedniej średnicy druciki (czy to metalowe, czy to z rozciągniętego polistyrenu). Po bocznych pomostach na kaemy widać, że jednak Hasegawa jest dużo wyżej niż stare Fujimi, straszące balustradami pomostów grubości pancerza Yamato na czołowych płytach wież artyleryjskich...


Pogromca od dziobu - w tle oczywiście inne cuda, widać z lewej fragment oklejonego folią aluminiową zbiornika paliwa od Hellcata, obok leży kabina Aichi D3A2 Val (bo to miał być pierwotnie "short run", a pozostał cichą odskocznią - pokryte to owo podkładem, dlatego taki bordowy kolor).


Tutaj porównanie z USS San Diego, tak z wolna doklejam jeszcze kilka detali przed rzuceniem na niego podkładu. Widać za to różnicę wielkości lekkiego krążownika i lotniskowca, jeszcze śmieszniej by to wyglądało, gdyby w miejscu krążownika stał niszczyciel. U góry zdjęcia owa rzeczona kabina D3A2. Blisko dziobu lotniskowca leży burtowa winda dla samolotów, za to w okolicy rufy szpanerski nożyk Excel, pinceta, fragment pędzelka. To czerwone obok lotniskowca, to jego podstawka - typowa dla modeli "water line series".


Ukośny rzut na naszych walecznych, na morzu kolizja dwóch tak różnych okrętów mogłaby być nieciekawa dla krążownika (w wypadku pancernika Washington i niszczyciela, ten drugi zatonął, pancernik miał tylko wgnieciony zderzak... mówiąc po naszemu). Znów widać szpanerski nożyk, w tle pudełko lotniskowca na zajebistym drewnianym krzesełku z Ikei.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz